powrót

Maroko 2012

Dlaczego łatwo polubić Fez?

     Fez od początku nam się spodobał. Właściwie trudno powiedzieć dlaczego. Po prostu dobrze się tam czuliśmy. Miasto jest dużo spokojniejsze niż Marrakesz. Nie tak kolorowe ale też i nie tak nachalne. No i dużo tańsze.

     Do uroczego hostelu o nazwie Dar Houdou trafiliśmy bez większego problemu mimo, że wciśnięty był między dwie główne ulice mediny na końcu ślepej uliczki. Ponieważ pokój nie był jeszcze gotowy (była 8:00 rano) dostaliśmy pyszne śniadanie na „koszt firmy”. Po chwili pojawił się Steve – właściciel, Anglik w wieku około 50 lat. Bardzo pozytywny człowiek dbający o komfort swoich gości. W hostelu wszystko było zaprojektowane według lokalnego stylu: centralną część domu stanowiło patio, wysokie na trzy piętra i zakończone odsuwaną markizą. Takie rozwiązanie nie tylko pozwala doświetlić rozmieszczone wokół patio pomieszczenia. W upalne lato gorące powietrze ucieka tędy do góry dzięki czemu w środku zwykle panuje przyjemny chłód. Wszędzie jest dużo jasnego drewna. Z pokoi na wewnętrzne patio wychodzą duże okna, a na ulicę małe okienka. Drewniane okiennice i ozdobne okratowanie dopełniają całość. Wszędzie dużo światła, jasne kolory na ścianach i drewniany sufit. Pomieszczenia wysokie przez co bardzo przestronne. Całość wykończona arabską mozaiką. Bardzo spójny wystrój.

Farbiarnie w Fezie

     Medinę w Fezie można odkrywać jedynie pieszo. Podobnie znajdujący się obok Nowy Fez. Tego ostatniego nie należy mylić z Ville Nouvelle czyli Nowym Miastem. Nowe Miasto to nowoczesna dzielnica z XX wieku podczas gdy Nowy Fez ma 700 lat. A nazywa się Nowy bo w porównaniu z mediną z V wieku n.e. (sic!) faktycznie lśni nowością. Spacer można sobie urozmaicić wizytą w muzeum Bahia – ale nie trzeba. Ogólnie Marrakesz jest bardziej berberyjski, kolorowy i głośny, a Fez jest bardziej arabski, stonowany i zabytkowy. W Fezie jest też zdecydowanie mniej turystów. Medinę warto też zobaczyć w całej okazałości z pobliskiego wzgórza, na którym znajdują się groby Merynidów. Choć same groby to po prostu niewielkie ruiny, wyglądające jak mały fort to widok jest ciekawy. Szczególne wrażenie robią dobrze zachowane mury obronne.

     Bardzo polecamy zwiedzanie Fezu z przewodnikiem (ale tylko z rekomendowanym np. przez właściciela hostelu albo inne sprawdzone źródło). Ten na którego my trafiliśmy był po prostu świetny! Dużo wiedział i opowiadał o wszystkim ciekawie i z zaangażowaniem. Dzięki temu odwiedzając madrasę, meczet, plac czy garbarnię naprawdę dużo dowiedzieliśmy się o tych miejscach. Również o Islamie, kulturze i zwyczajach arabskich usłyszeliśmy wiele. Zdecydowanie najciekawsze były słynne farbiarnie. Miejsce gdzie nadal farbuje się skóry tradycyjną metodą sprzed kilkuset lat, umieszczając je w kilkudziesięciu specjalnych, wyżłobionych studniach zawierających przeróżne barwniki. Jednym z etapów sprawdzonej przez lata metody pozwalającej na to, żeby skóra nabrała konkretnej barwy, jest jej udeptywanie. Gołymi stopami. Farbuje się skóry różnego rodzaju: wielbłądzie, kozie, ośle, krowie czy jagnięce. Po zakończeniu procesu farbowania skóry poddawane są dalszej obróbce. Wprawni miejscowi krawcy, używając prostych maszyn do szycia przerabiają je na kurtki, torebki, buty, paski, portfele, a nawet narzuty czy pufy. Do wyboru do koloru.

     Wieczór w Fezie można spędzić na jednej z dość głośnych imprez. My wybraliśmy się do knajpy gdzie lokalny zespół grał muzykę na żywo, a wodzirejem był Berber z Sahary (tak przynajmniej sam twierdził). Ubrany w tradycyjny strój z turbanem jaki nosi się na pustyni, ozdobiony masą sygnetów, ze szklaneczką jakiegoś miejscowego trunku rozdawał „niemiejscowym” swoje wizytówki zachęcając do zorganizowania z nim wyprawy na pustynię. Knajpa mieściła się w starym, arabskim domu z przestronnym patio i balkonami na każdym piętrze. Pięcioosobowa kapela, o dość swobodnym podejściu do wykonywanego zajęcia, przerwy w graniu robiła tylko wtedy gdy zza okien dochodziły wołania na kolejne modlitwy. Popijając mocną, miętową herbatę można się całkiem dobrze bawić. Można też dobrze zjeść. Ciekawostką kulinarną Maroko jest postylla – czyli mięso w cieście posypane obficie cukrem i cynamonem. Smak, którego może i warto spróbować z ciekawości ale raczej nie zostaniemy miłośnikami tego dania.