Viñales i Trynidad
Kuba, poza Hawaną, jest śliczną jeśli chodzi o naturę, ale ubogą, wiejską wyspą. Jest na niej bardzo zielono. Wegetacja trwa tu przez cały rok, może stąd pomysł Fidela Castro żeby ludzie wyżywili się sami uprawiając kalafiory. Podobno jednego kalafiora, którego sam wyhodował wysłał swojej córce mieszkającej w Stanach Zjednoczonych ale ta jakoś nie uwierzyła w ten genialny koncept i warzywo odesłała ojcu. W całkiem niezłym stanie są drogi, powyżej których latają dziesiątki sępów. Latają i czekają aż któryś z samochodów czy autobusów rozjedzie na drodze mysz albo małego kurczaka.
Zachodnia Kuba to Pinar del Rio i Viñales. To co jest najpiękniejsze w Viñales to dolina. Bujna roślinność, mogoty, zwierzęta, plantacje. Spacer czy wycieczka rowerowa to najlepsza opcja spędzania czasu. I naprawdę warto wybrać się na taką wycieczkę chociażby do Cuevo de los Indios. Odradzamy tylko przejazd taksówką do mural de la prehistoria. Niezbyt to ciekawe, a poza tym można tam dojść piechotą. Wieczorem w Viñales jest dyskoteka, na której króluje tradycyjna kubańska muzyka czyli salsa. Zespół gra swoje utwory oraz przeboje Buena Vista. Miejscowi tańczą z turystami cubanę czyli trochę inny typ salsy popijając wspólnie cuba libre więc impreza szybko się rozkręca. Po jakimś czasie zespół schodzi za sceny, a z głośników zaczyna rozbrzmiewać reggaeton. Na parkiecie w miejsce kilku par kręcących biodrami pojawia się tłum nastolatków również skoncentrowanych wyłącznie na biodrach. Zabawa w rytm muzyki jest niewątpliwie tym co od lat pozostaje na Kubie niezmienne.
Trinidad, a dokładnie jego centrum, jest piękny. Ulice ułożone z rzecznych kamieni, domy odmalowane w jednakowym stylu, w środku często stare meble, zegary, toaletki, lustra. Prawie wszystko to antyki. Nie ma niczego byle jakiego. Spacerowanie po miasteczku nawet mimo szalonego upału to przyjemność. Niestety po wyjściu z centrum krajobraz bardzo się zmienia. Domy już nie są odnowione, mieszkańcy nie noszą już jeansów ale szaro-zielone spodnie i podobne koszule. Co i rusz ktoś nas zagaduje czy nie mamy jakiegoś drobiazgu, szamponu czy zabawki dla dziecka. Niektórzy wprost pytają kiedy wyjeżdżamy i czy możemy im zostawić jakieś ubrania.
Biedna Kuba, bogata Kuba
Po zaledwie kilku tygodniach spędzonych na Kubie trudno jest określić, że jest to biedny kraj. Mieszkańcy wielkiej Hawany, małego Viñales czy po prostu pobliskiej wioski nie wyglądają na zabiedzonych. Boom turystyczny najwyraźniej zapewnia odpowiedni strumień pieniędzy dzięki czemu fasady domków są odmalowane, na werandach stoją bujane fotele, a w środku w czystych i zadbanych mieszkaniach grają telewizory. Kuba coraz bardziej przypomina inne kraje regionu. Mało kto się jeszcze wysila żeby udawać antyimperialistyczną postawę. Przez to wyspa powoli zatraca swoją oryginalność. Odnosi się wrażenie, że już niedługo tylko niesamowite samochody będą wyróżniały kubański krajobraz od pozostałych na Karaibach.
Kilka lat temu na Kubie było biedniej (byliśmy tam pierwszy raz w 2008 roku). Zdecydowanie lepiej wiodło się tym, którzy pracowali w hotelach i mieli dostęp do turystów. Dla pozostałych był to w dużej mierze owoc zakazany. Teraz dostęp do turystów mają wszyscy. Najbardziej zyskują na tym oczywiście ci zaradni i przedsiębiorczy. Powoduje to niestety rozwarstwienie społeczeństwa. Ci którzy się w tym odnaleźli zarabiają sporo jak na kubańskie realia, pozostali niestety nadal klepią socjalistyczną biedę.