powrót
11.03.2013

Na fali Pacyfiku

Spokojny_ocean_pod_wiecz_r_
Spokojny ocean pod wieczór.

     Na Wyspie Wielkanocnej przez dużo czasu obserwowałem ocean. Bez jakiejś naukowej logiki czy konkretnego celu, po prostu patrzyłem sobie na wodę, której wszędzie jest tu pod dostatkiem. Jak to na wyspie. Gdzie nie spojrzeć brzeg, gdzie nie pójść – prędzej czy później – morze.

     Jak tak się przyglądałem oceanowi to stwierdziłem, że nawet jak jest wzburzony to w oddali wygląda spokojnie, gładko. Dopiero bliżej brzegu pojawia się wybrzuszenie, jakby coś chciało się spod wody wydostać. Jakiś wieloryb albo łódź podwodna. To wzdęcie rośnie, podnosi się i zbliża do brzegu. Nabiera kształtu fali. Kiedy ma kilka metrów wysokości na samym szczycie pojawia się piana, niczym biały grzbiet jakiegoś zwierza. Jest to kulminacyjny moment życia fali. Dotychczas wszystko odbywa się w ciszy, dopiero teraz woda zaczyna szumieć. Krawędź łamie się, zawija i opada z łoskotem. Po chwili z tępym hukiem uderza w bok fali, która cały czas zbliża się do brzegu. Cała ta, przypominająca łańcuch górski, masa wody rozprasza się, topnieje, rozpływa się pod postacią białej, skotłowanej piany. Towarzyszy temu już tylko przeciągły pomruk. Fala znika w gładkiej, równej powierzchni.

     Czasem gdy wieje silny wiatr, porywa nieco piany z grzbietu fali i rozrzuca ją niczym niesforną czuprynę, tworząc biały pióropusz. Kiedy indziej, gdy przy brzegu są skały fala rozbija się o nie podskakując gwałtownie i rozpraszając się w miliony drobnych kawałków, które po chwili znikają w oceanicznej toni. Życie takiej przybrzeżnej fali trwa tylko 15-20 sekund, a potrafi dostarczyć całkiem sporo wrażeń.

Surfing.

     Malutka wyspa na oceanie to nie tylko dobre miejsce na przerwę w podróży dookoła świata, to także doskonała okazja na nowe doświadczenie. Dla nas był to surfing. Piękne fale zachęcają żeby się na nich poślizgać na desce szczególnie, że z brzegu wygląda to na świetną zabawę. Na Wyspie Wielkanocnej surfowanie jest bardzo popularne. W miejscach gdzie są dobre warunki zawsze można zobaczyć na morzu kilka osób, które albo płyną w stronę fal albo wracają na nich do brzegu. W wodzie pełno jest też dzieciaków, które ćwiczą na małych, leciutkich deskach. My spróbowaliśmy surfingu w piękny, słoneczny dzień przy średniej (choć dla nas była duża) fali, z lokalnym instruktorem Gabrielem, który wykazywał się dużą cierpliwością. Zasady są w sumie proste. Trzeba ustawić się tyłem do nadchodzącej fali, trochę powiosłować rękami, a kiedy poczuje się, że woda pcha deskę do przodu trzeba tylko szybko stanąć i nie stracić równowagi. Pierwszych kilka podejść kończy się oczywiście natychmiast w wodzie, ale za którymś razem udaje się ustać i śmignąć na fali do brzegu. Uczucie świetne. Skręcać jeszcze nie umiemy, ale to zaliczymy na kolejnej lekcji.

     Na razie wystarczy nam godzina surfingu, bo trzeba mieć dużo siły żeby wypłynąć dalej od brzegu gdzie są fale. Najbliższych kilka miesięcy spędzimy w miejscach gdzie surfowanie jest powszechne jak choinka na święta więc będziemy się mogli doskonalić.