Miejsce którego nie sposób opisać, ma w sobie urok, którego nie ma do czego porównać. Ma w sobie niezwykłość, której nie da się podrobić i ma w sobie coś intrygującego co powoduje, że chce się je poznać.
Z pozoru jest to monotonna, biała, solna powierzchnia ciągnąca się wiele kilometrów. Z pozoru nic ciekawego. Coś jednak musi być w tej monotonii, w tej prostocie, że każdy kto był na Salarze wraca pełen podziwu. Mnie zachwycił lodowiec, podobała mi się pustynia, jednak jedno i drugie było wbrew pozorom różnorodne. Salar jest jednostajny ale bardzo plastyczny i wciągający.
Jest to jedno z takich miejsc, o których łatwo powiedzieć, że jest piękne ale trudno wytłumaczyć dlaczego. Może piękne są po prostu rzeczy proste ale przez swój ogrom niezwykłe. Może to właśnie skromność tego miejsca (jedna barwa, jedna forma, jedna materia) w połączeniu z jego skalą robią takie wrażenie. Może piękny jest bezmiar solnej pustyni, a może to, że wydaje się taka czysta. Dla mnie Salar to miejsce, które chciałbym poczuć, które chciałbym objąć. Kiedy tam jestem często dotykam ręką soli (chciałem odruchowo napisać „ziemi” ale w tym przypadku nie ma ziemi pod stopami).
Salar w porze deszczowej przybiera dwie postacie. Raz jest to zwykła, popękana solna skorupa. Biała i połyskująca w słońcu. W innym miejscu jest to lustro wody, odbijające obraz gór w oddali i nieba nad głową. Po jego cienkiej warstwie żeglują Jeepy. Znika horyzont. W obu wersjach Salar jest zachwycający. Można się tam bawić. Chce się biegać. Człowiek czuje się jak w wielkiej, choć trochę dziwnej piaskownicy. Kiedy tak chodzę sobie po wielkim solnym stole zupełnie zapominam o bożym świecie. Nie wiem która jest godzina, nie zastanawiam się nad niczym. Po prostu jestem w środku tego zjawiska i cieszę się nim jak dziecko.
Na Salarze byliśmy cztery lata temu. Zrobił wówczas na nas wielkie wrażenie, teraz również byliśmy oczarowani. Szczególnie w miejscach gdzie część solniska była pod wodą. Niebo i chmurki odbijały się w idealnej, niemal szklanej powierzchni, a my staliśmy w płyciutkiej wodzie i patrzyliśmy na obraz, który tylko natura mogła stworzyć. Pora deszczowa nie pozwala na wjechanie głęboko na Salar ale daje za to możliwość zobaczenia tego miejsca w zupełnie nowy sposób.
W tej podróży najbardziej podoba mi się natura. Lodowce, wodospady, gejzery, góry, laguny, wulkany. Salar choć nie pasuje do żadnej z tych kategorii jest ich idealnym podsumowaniem. Kwintesencją natury.
W czasie tej wyprawy spotkaliśmy jednych z najfajniejszych ludzi w tej podróży. Z Benem i Sally z Australii spędziliśmy, dzieląc Jeepa i pokoje w hostelach, cztery świetne i zabawne dni. Doskonale wiemy, że na takich wyjazdach dużo zależy od tego na kogo trafisz. Mieliśmy szczęście bo cała ekipa (dwa Jeepy) była zgrana i wesoła.
Do zobaczenia w Australii. Już niedługo.