powrót
08.01.2013

El Chalten, miasteczko bez zasięgu

Szlak_na_fitz_roy
Początek szlaku na Fitz Roya.

     ...za to z Fitz Royem i świetną atmosferą. Każde miejsce turystyczne powinno wyglądać jak El Chalten. Malutkie miasteczko, jakiś taki spokojny, podróżniczy klimat, piękne góry i lodowce dookoła oraz szlaki, które zaczynają się już pod hostelem.

     Główną atrakcją jest szczyt Fitz Roy. Naga, spiczasta skała stercząca ponad zwykłymi, porośniętymi lasem górami. Na ładną, słoneczną pogodę czekaliśmy dwa dni, ale gdy się w końcu rozpogodziło, piękną panoramę gór było widać z samego miasteczka. Korzystając z dobrych warunków wybraliśmy się więc na Mirador de los Condores czyli punkt, z którego można obserwować te wielkie ptaki. Niestety mimo słonecznej pogody wiatr był tak silny, że żadnych kondorów nie było. Podziwialiśmy za to Fitz Roya i cały łańcuch gór wokół El Chalten. Nazajutrz wybrałem się na Fitz Roya. Szlak nie jest zbyt trudny ale długi. Przez większość czasu idzie się łagodnym zboczem, z którego rozpościerają się wspaniałe widoki. Jedną z atrakcji spaceru były śliczne dzięcioły. Samiec z ogniście czerwoną głową i białą pręgą na grzbiecie oraz mniejsza, już nie tak barwna, samiczka, zawzięcie opukiwały drzewa tuż przy ścieżce i dawały się bez sprzeciwu fotografować. Przyglądały mi sie tylko co jakiś czas zza pnia, wystawiając czerwoną głowę, niby płomyk ognia. Ostatni fragment trasy był stromy, po kamieniach i pod wiatr, toteż dobrnięcie do punktu widokowego nie było łatwe. Skoro jednak doszedłem tak daleko to zdecydowałem się wdrapać do końca. Nagrodą był widok laguny, do której schodzi lodowiec. Sam szczyt zasłoniła jednak tego dnia chmura. Co ciekawe idąc szlakiem w słoneczny dzień często czułem krople deszczu. Mimo, że chmury ledwo było widać w oddali, silny wiatr potrafił przynieść deszcz aż na ścieżkę. Dziwne to było uczucie iść w pełnym słońcu i delikatnym deszczu jednocześnie.

     W El Chalten udało mi się jeszcze naprawić buty trekkingowe, które nie wytrzymały błota i wody w czasie wejścia na Lagunę Esmeraldę. Tutaj znalazłem lokalnego szewca, który za niewielką opłatą zszył i posklejał moje co najmniej 10 letnie buty. Wyglądają jak nowe, zobaczymy ile wytrzymają.

     Atmosfera El Chalten nas rozleniwiła więc przez wększość pobytu cieszyliśmy się tym miejscem nie robiąc nic. Trochę czasu spędziliśmy też z poznanymi tutaj Mickiem z Australii oraz Sandrą i Santim z Czarnogóry i Porto Rico. Będziemy to miejsce bardzo miło wspominać.