powrót
04.01.2013

Epoka lodowcowa 5. Wielki błękit

Z_bliska_
Perito Moreno z bliska.

     Jeszcze trzy tygodnie temu stojąc przed wodospadami Iguazu byłem pewien, że nie ma drugiego takiego cudu natury. Szybko przekonałem się, że jednak jest.

     Perito Moreno robi wrażenie, którego nie oddają żadne, nawet najpiękniejsze zdjęcia, ani żadne, nawet pełne polotu, opisy. Jest po prostu magiczny. Z pozoru to tylko nudna masa lodu. Jednak ta masa potrafi zaczarować. Po pierwsze swoją skalą (choć nie jest to największy lodowiec, większa jest np. Viedma), którą można poczuć dopiero stojąc 30 metrów od ściany lodowca. Po drugie, czego się nie spodziewałem, kolorami. Perito Moreno, oprócz naturalnej bieli,  mieni się w słońcu wszystkimi odcieniami niebieskiego, od delikatnego błękitu, po głęboki granat. Po trzecie czaruje formą. Front lodowca jest niczym skomplikowana, modernistyczna rzeźba, popękany, postrzępiony, nierówny. Jego powierzchnia pełna jest spiczastych, lodowych kolców. Wreszcie po czwarte - odgłosami. Lód trzaska, huczy, czasem jakby mruczał. Co jakiś czas mniejszy lub większy kawałek lodu z przedniej ściany osuwa się z hukiem do wody tworząc krótki pokaz dla cierpliwej publiczności.

     Kiedy dojeżdża się z El Calafate do miejsca skąd zaczyna się szlak na lodowiec, widzi się tylko jego front. Trzeba przejść prawie kilometr żeby zobaczyć go z bliska. Im bardziej podchodziliśmy do lodowca tym większe robił wrażenie, tym lepiej słychać było trzaskania lodu, tym bardziej było czuć chłód od lodu. Kiedy wydawało nam się, że wrażenie nie może być już lepsze, weszliśmy na górny taras widokowy, z którego można było zobaczyć nie tylko front ale całą głębię lodowca ciągnącego się bardzo daleko w góry. Kiedy obeszliśmy już całą trasę, długo jeszcze siedzieliśmy patrząc na to cudo. Kilka razy od lodowca oderwał się kawał przedniej ściany odsłaniając żywy, niebieski lód w środku.

     Perito Moreno jest majestatyczny. Nie można podejść i go dotknąć, można go po prostu podziwiać. Jest to zupełnie inne zjawisko niż dżungla czy wodospady. Jest zimny, niedostępny. Nawet kiedy wszedłem na lodowiec (chodziliśmy co prawda po lodowcu Viedma, a nie po Perito Moreno) to i tak miałem wrażenie, że stykamy się tylko z malutkim kawałeczkiem wielkiej nieprzebytej całości, która zaczyna się gdzieś tam daleko w krainie wiecznego śniegu.