powrót
20.12.2012

Boskie Buenos

La_boca_buenos_aires
La Boca. Buenos Aires.

     W Buenos Aires można znaleźć wszystko. Tango, futbol, zabawę, sztukę. Dzielnice nowoczesne jak Puerto Madero, bardzo eleganckie jak Palermo i Recoleta albo nieco biedne ale ciekawe i kolorowe jak La Boca czy San Telmo.

     W centrum Buenos jest mnóstwo ciekawych, eleganckich kamienic. Szczególnie efektowne są kamienice narożne. Prawie na każdym większym skrzyżowaniu jest taki budynek. Główne aleje Buenos są szerokie, z wysokimi drzewami. Drzewa rzucają cień na jezdnię i chodnik oraz ciągnące się po obu stronach budynki. Na dole znajdują się kawiarenki z markizami, sklepiki, bary. Powyżej balkony mieszkań. Całość przypomina po trochu Paryż, Barcelonę albo Rzym. Po Buenos można więc sobie po prostu spacerować. Jest przyjemnie, a przy okazji można przejść się najdłuższą ulicą na świecie (ciągnie się przez całe miasto) albo przebrnąć przez najdłuższe, jakie widziałem, przejście dla pieszych. Dostanie się na drugą stronę wymaga pokonania 22 pasów ruchu. Na szczęście są światła. W ogóle ulice w Buenos są bardzo długie. Tutaj nazwa ulicy nie zmienia się po kilku przecznicach, a numeru w stylu 8001 nie są rzadkością. Jak ruszysz przez miasto Avenidą Callao to możesz dojść do drugiego końca miasta. Jest też tutaj bardzo dużo parków. Szczególnie w dzielnicy Palermo. Jest tam też kilka muzeów jak np. MALBA (Museo de Arte Latinoamericano de Buenos Aires) i Museo Nacional de Bellas Artes. Można w nich obejrzeć przede wszystkim dzieła artystów latynoamerykańskich. Miejsca raczej dla koneserów.

     Mi bardzo podobała się La Boca. Dzielnica, w której wszystko kręci się wokół tanga i piłki. To tutaj mieści się niezliczona liczba klubów i barów gdzie króluje ten najbardziej argentyński taniec. Również tutaj mieści się słynny klub piłkarski Boca Juniors, którego kibice uchodzą za jednych z najbardziej fanatycznych w Ameryce Południowej. Klub, w którym dojrzewał talent Diego Maradony – bożyszcza całej Argentyny. La Boca jest kolorowa i nadal dosyć autentyczna, mimo sporej liczby turystów. Warto wybrać się tam rano zanim zrobi się tłoczno.

     Na tango, o ile to możliwe, lepiej wybrać się do lokalnego klubu gdzie bawią się miejscowi. Nam udało się trafić w takie miejsce dzięki Adri, dziewczynie u której mieszkaliśmy w Buenos. Klub La Catedral (www.lacatedralclub.com) znajduje się w obdrapanej starej fabryce przez co ma niezwykły klimat. Kiedy przyszliśmy (ok. 22:00) na parkiecie trwała jeszcze lekcja tanga. Niedługo potem zaczęła się codzienna zabawa. Charakterystyczny dla tanga jest sposób proszenia do tańca. Panowie chodzą wokół parkietu i kiedy wypatrzą partnerkę zapraszają ją jedynie skinieniem głowy. Skinieniem, które ma w sobie zarówno uprzejmość jak i żądanie. Dziewczyny siedzą wokół parkietu i odpowiadają również skinieniem. Krótkim, acz nie pozostawiającym wątpliwości co do intencji.

     Bardzo ciekawym miejscem w Buenos jest cmentarz Recoleta. Czegoś takiego nigdy nie widziałem. Zdarza się, że na cmentarzu jest jakiś większy pomnik czasem nawet niewielka kapliczka, ale Recoleta to po prostu miasteczko duchów. Każdy grób to prawie mały kościółek. Ustawione obok siebie tworzą gęsto zabudowane uliczki odchodzące od głównej alei z drzewami i placykiem. Cały cmentarz jest niewielki i otoczony ceglanym murem, wciśnięty w raczej elegancką dzielnicę. Ma 200 lat i robi niezwykłe wrażenie.

     Polecanym miejscem w Buenos jest Puerto Madero – nowoczesna dzielnica z loftami zbudowana w miejscu starego portu, której głównym elementem jest Most Kobiety (Puente de la Mujer). Na mnie jednak ta część miasta nie zrobiła szczególnego wrażenia. Być może miejsce to wygląda ciekawiej wieczorem gdy stojące tu dla ozdoby i podkreślenia portowego charakteru dźwigi są oświetlone.

     Buenos jest miejscem ładnym, ciekawym i przyjemnym do zwiedzania. Można się po nim bez problemu poruszać dzięki ogromnej ilości tanich autobusów. Są to najczęściej stare ale porządne mercedesy z charakterystyczną linią, jakby nieco pochylone do przodu. Wiele z nich wygląda jakby startowały w jakimś konkursie piękności, z trasą wymalowaną stylizowanymi czcionkami i numerem świecącym jak neon w Las Vegas. Trzeba tylko pamiętać, żeby mieć ze sobą monety, inaczej nigdzie busem nie pojedziemy bo nie da się za przejazd zapłacić. Warto też choć raz wybrać się gdzieś metrem. Jest wtedy szansa, że trafi się na jeden ze starych, prawie zabytkowych, eleganckich pociągów z opuszczanymi oknami i drewnianymi siedzeniami.