powrót
11.07.2015

JIUZHAIGOU I MAGICZNE LUSTRO

P_ytka_przezroczysta_woda_i_las_dooko_a_pi_kno_jiuzhaigou_
Piękno Jiuzhaigou. Chiny.

     Park Jiuzhaigou w północnym Syczuanie to przede wszystkim piękna natura, która stała się scenografią filmu „Hero”. Jest to też znakomity, jeśli nie w ogóle najlepszy, przykład jak sprawnie działa chiński przemysł turystyczny.

     Zacznijmy jednak od samego miejsca, a dokładniej od jego legendy. Głosi ona, iż pewien czarodziej zakochał się w księżniczce i aby zdobyć jej serce podarował jej piękne lustro. Być może po to żeby mogła się w nim przeglądać ale tego nie wiemy na pewno. W każdym razie wybranka nie odwzajemniła uczuć i mimo tak hojnego daru odrzuciła zaloty. Wywołało to wściekłość czarodzieja, który w szale rozbił lustro na drobne kawałki. Było ich sto czternaście i kiedy spadły na ziemię utworzyły sto czternaście jezior Parku Jiuzhaigou. Czy tak dokładnie brzmiała legenda tego nie jesteśmy pewni ale tak ją zapamiętaliśmy. Niezależnie jednak od legendy to właśnie jeziora są najcenniejszą atrakcją parku. W połączeniu z lasami i górskim tłem tworzą krajobrazy mające w sobie jakąś magię.

     Nic więc dziwnego, że właśnie tu nagrywano sceny do filmu „Hero”, jednego z najbardziej wysmakowanych estetycznie obrazów jakie zdarzyło się nam oglądać. Miło jest zobaczyć te bajkowe miejsca na żywo, szczególnie, że naprawdę wyglądają one jak w filmie. Ekipa, która kręciła „Hero” musiała się wykazać nie lada cierpliwością, bowiem w filmie niebo jest idealnie błękitne, a woda niezmarszczona nawet najlżejszym powiewem wiatru. Po odwiedzeniu parku wiemy już, że nie jest to częsta pogoda w tym rejonie. Zwiedzającym towarzyszy częściej zachmurzone niebo i mżawka.

     Niezależnie jednak od pogody zwiedzanie Jiuzhaigou odbywa się według dokładnie wyreżyserowanego planu. Autobusy z turystami zjeżdżają pod główną bramę kompleksu po południu, tak, że przybywający nie mają innego wyboru jak zatrzymać się na noc w jednym z licznych hoteli. Nie ma w pobliżu właściwie niczego oprócz hoteli i restauracji, które obrastają obie drogi prowadzące do bramy, szczelnie wypełniając każdy wolny kawałek przestrzeni. Zwiedzanie rozpoczyna się kolejnego dnia rano. Wstęp kosztuje jak na Chiny majątek bo ok. 140 pln, a dodatkowo trzeba kupić bilet na autobus za kolejne ok. 55 pln. Warto ruszyć rano by mieć cały dzień na zwiedzanie ponieważ nie wolno nocować na terenie parku. Co prawda w okolicach wejścia można spotkać miejscowych proponujących nocleg w parku, w wiosce jednego z żyjących tam plemion, ale nie sprawdzaliśmy więc trudno powiedzieć czy to rzeczywiście jest możliwe. Jeśli ktoś ma ochotę dłużej podziwiać park to może kontynuować kolejnego dnia w odpowiednio niższej cenie (ale trzeba od razu kupić dwudniowy bilet inaczej nie będzie zniżki). Tras w parku jest ponad 30 km więc nieodzowne jest korzystanie z zielonych autobusów działających w systemie hop-on hop-off, co jest całkiem wygodne. Dodam tylko, że wszystko jest bardzo profesjonalnie zorganizowane. Chińczycy zadbali, żeby z tego skarbu natury zrobić wydajną maszynkę do produkcji pieniędzy.

     Dlatego też przez park przewijają się w sezonie tłumy. Dla Chińczyków-turystów to jeden z punktów obowiązkowych do zaliczenia, toteż kolejki stoją wszędzie: do kasy, do autobusu i do zdjęcia. Co ciekawe często zamiast widoków Chińczycy woleli fotografować nas. A dokładniej mówiąc siebie z nami.

     Czy więc warto się do Jiuzhaigou wybrać? Zdecydowanie warto! Krajobrazy są piękne, tłumy przynajmniej czasami jakoś da się omijać, a przy dużej dozie szczęścia można ponoć nawet spotkać prawdziwą, dziką pandę.