back
02.11.2014

CHIŃSKI TURYSTA

Moda_na_wakacjach_tiger_leaping_gorge_chiny_
Moda na wakacjach. Tiger Leaping Gorge. Chiny

     Ciemne okulary, modna sukienka, aparat koniecznie z dużym zoomem, a na ramieniu markowa torebka. Do tego biżuteria, makijaż i kozaki. Kto to taki? Oto chiński turysta.

     Dali i Lijiang zaskoczyły nas swoim „uturystycznieniem”. Daleko od Pekinu, gdzieś pod Himalajami spodziewaliśmy się raczej miejscowości gdzie niełatwo będzie o hostel, a tymczasem trafiliśmy do obleganych kurortów. Oba te miasteczka są bowiem masowo odwiedzane i to prawie wyłącznie przez krajowych turystów. Ulice Dali i Lijiang zalane są Chińczykami. Nie backpakersami z Europy, USA czy Australii ale właśnie mieszkańcami Pekinu, Chengdu czy Szanghaju. Zaskakujące dla nas było nawet nie to, że Chińczycy masowo podróżują po swoim kraju i zwiedzają ciekawe miejsca, ale to jak się zachowują i jak wyglądają. Na pierwszy rzut oka widać, że są zamożni. Wszędzie można zobaczyć drogie gadżety i eleganckie ubrania w zachodnim stylu. Momentami mam wrażenie, że przenieśliśmy się do Japonii. Zupełnie nie tak wyobrażałem sobie turystów w Chinach. Właściwie to wcześniej w ogóle ich sobie nie wyobrażałem. Tymczasem ewidentnie mają oni spory apetyt na podróżowanie i zakupy. Korzystają więc z nowych możliwości, zwiedzają swój kraj, kupują sobie wyszukane torebki i jedwabne szale, zajadają lody lub smażone kurze łapki, a wieczorem szaleją w klubach karaoke. Tak sobie myślimy, że może to jest sposób na odreagowanie wielu lat siermięgi i szarzyzny w jakich Chińczycy musieli żyć.

     Niezależnie jednak od tego jaki jest powód, mam wrażenie, że podróżowanie stało się dla Chińczyków nową religią. Wybierają głównie znane miejsca. Sznury autokarów ciągną do turystycznych atrakcji jakich jak właśnie Lijiang czy Dali albo do znanego z filmu „Hero” parku Jiuzhaigou. A poza głównym szlakiem turystycznym, jest nadal pusto. Często też widzi się wycieczki z przewodnikiem trzymającym wysoko kolorową flagę. Za nim podąża tłumek fotografujący wszystko dookoła. Nie wyłączając nas. Właściwie to po raz pierwszy to nam robią zdjęcia. A ściślej mówiąc, robią sobie zdjęcia z nami. W tłumie lokalsów jesteśmy zjawiskiem dość osobliwym. Pewnie uśmiechamy się już w niejednym chińskim albumie ze zdjęciami z wakacji. Albo raczej w katalogu na instagramie.

     Nic więc dziwnego, że przemysł turystyczny ma się tutaj bardzo dobrze. W ciągu dnia trudno przecisnąć się przez ulicę, w sklepach pełno ludzi, w restauracjach również. Najwyraźniej nie jest to jednak żadna nowość bo kurorty są doskonale przygotowane na tłum zwiedzających. Hotele, restauracje, sklepy i agencje turystyczne nastawione są tylko na rodzimego klienta. Ten dewizowy ma problem. Bardzo rzadko ktoś tu mówi po angielsku. Spędziliśmy sporo czasu próbując się dowiedzieć ile kosztuje lot z Lijiang do Chengdu. Pracownicy agencji tylko przewracali oczami nie odrywając się od ekranu telefonu. Nie rozumieją i już, to nie ich problem, mają wystarczająco dużo swoich klientów.

     Takich jak choćby spotkana przez nas w Dali dziewczyna z Szanghaju. Właśnie postanowiła zrobić sobie przerwę i rozpoczęła roczną podróż. Chwilowo objeżdża Chiny ale ma nadzieję, że uda się jej pojechać też do Europy. Czy to Wam pasuje do wyobrażenia o Chinach?

     Niewykluczone, że za jakiś czas w ślad za falą chińskich produktów przybędą do nas również sami Chińczycy. Tym razem z aparatami fotograficznymi.