Jest to pierwsza komenda, której uczysz się zanim wsiądziesz na grzbiet słonia. Oprócz tego warto zapamiętać jeszcze ja ja, po której słoń przestaje wykonywać ostatnie polecenie co może być potrzebne, jeśli przez pomyłkę powiedziałeś pai zamiast how.
How oznacza „stój!” ale mimo, że sama komenda nie jest trudna do wymówienia, to zatrzymanie słonia wcale łatwe nie jest. Po pierwsze dlatego, że laotański akcent w języku słoniowym nie jest taki prosty do powtórzenia. Po drugie, przy nauce trzynastu komend na raz na 15 minut przed przejażdżką, trudno jest zapamiętać wszystkie. Po trzecie, kiedy siedzisz na żwawo maszerującym słoniu, trzymając się kurczowo żeby nie spaść, wszystko totalnie się miesza. A poza tym słoń najbardziej słucha się swojego opiekuna, więc nowicjusz siedzący na grzbiecie zwierzęcia ma naprawdę niewielki posłuch.
Relacja między słoniem a opiekunem jest podobna do tej, jaka powstaje między człowiekiem i psem. Buduje się ją przez lata przebywania we wspólnym towarzystwie, a także dzięki codziennej zabawie i pracy. Obserwując oswojone słonie można zauważyć, jak duże zaufanie mają do swojego przewodnika i do ludzi w ogóle. Przynajmniej tak było w miejscu, które my odwiedziliśmy, żeby wykąpać te wielkie zwierzaki.
W ośrodku było siedmiu „Trąbalskich”. Najstarszy miał 45 lat a najmłodszy 4. Ten ostatni, ważący „zaledwie” 1500 kg, był wielkości 1/3 dorosłego słonia. Oczywiście był najsłodszy. Niesamowite jest to, że taki „maluch” zjada codziennie prawie 100 kg roślin wszelkiego rodzaju i śpi tylko kilka godzin w ciągu doby. Za to dorosłe słonie jedzą ćwierć tony „zieleniny” i śpią około dwóch godzin. Ciekawe czy słonie dlatego tak krótko śpią, żeby mieć wystarczająco dużo czasu na zjedzenie tych kilkuset kilogramów roślin potrzebnych im do życia.
Oprócz spania i jedzenia, w dobowym grafiku słonia jest też czas na kąpiel, na którą my się właśnie załapaliśmy. Po zapoznaniu się najpierw ze słoniami, a potem z głównymi komendami, przebraliśmy się w kostiumy kąpielowe, usiedliśmy za wielkimi uszami i do wody! Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobiły te przyjazne olbrzymy było opryskanie się (i w związku z tym nas) zimną wodą z rzeki. Ale nie to było największym zaskoczeniem. Wiedziałam, że słonie umieją pływać ale nie miałam pojęcia o tym, że potrafią też nurkować!!! I to całe – łącznie z trąbą! Żeby zabawa była jeszcze lepsza, opiekunowie bawili się ze słoniami w zrzucanie nas do wody. Wystarczyło, że słoń lekko potrząsną swoją wielką głową, żebyśmy z głośnym pluskiem wylądowali w rzece. Ale kąpiel to dla słoni nie tylko zabawa. To także świetny sposób na dbanie o higienę tych zwierząt i schładzanie ich w czasie upałów.
Muszę przyznać, że wrażenia z tak bliskiego obcowania z dzikimi zwierzętami są niesamowite. Nawet oswojone słonie budzą ogromny respekt. Wysokie na kilka metrów, silne i wielkie, z trąbą, którą wyrywają z ziemi nawet spore drzewka, są jednocześnie bardzo spokojne, a momentami nawet trochę niezdarne. Ich skóra jest twarda i chropowata jak kora drzew, a włosy na głowie są sztywne i kłujące jak słoma. Ale najbardziej niesamowite są ich oczy. Patrząc słoniowi w oczy – a raczej w jedno oko, bo drugie jest na tyle daleko, że w dwa na raz trudno spojrzeć za jednym zamachem – miałam wrażenie, że ten zwierzak patrzył na mnie jakimś takim rozumnym spojrzeniem. Trudno to opisać. Podobno takie samo wrażenie jest, kiedy spojrzy się w oko wielorybowi ale to jeszcze przed nami.