back
08.02.2014

FÁNSZŁEJ W DESZCZU

Img_2318_2_small
Łódką w deszczu też można zwiedzać.

     Sierpień w Wietnamie to pora deszczowa. Jak się można łatwo domyślić, oznacza to, że wtedy leje tam częściej niż zwykle. Nam taka siąpiąca pogoda trafiła się, kiedy pojechaliśmy zwiedzać Hoa Lu – dawną stolicę kraju.

     Znacznie większe szczęście niż do pogody mieliśmy tego dnia do przewodnika. Wcześniej zdarzało nam się niestety, że przewodnik, nie dość że mało wiedział o danym miejscu, to jeszcze bardzo słabo mówił po angielsku. W Hoa Lu trafił nam się natomiast prawdziwy narrator, który w opowieści o starej stolicy datowanej na X-XI w., w bardzo ciekawy sposób wplótł historię Wietnamu.

     Przewodnika słuchaliśmy z uwagą i rozumieliśmy wszystko co mówił, aż do momentu kiedy zaczął opowiadać o, znajdującej się na terenie starej stolicy, świątyni Le Dai Hanh. Mówiąc o architekturze, rozplanowaniu i zasadach przyświecających budowniczym tego miejsca, przewodnik co chwilę powtarzał słowo brzmiące jak fánszłej. Fánszłej to, fánszłej tamto… Zachodziliśmy w głowę co ma na myśli i, jak się szybko okazało, nie tylko my mieliśmy wątpliwości. Ponieważ grupę, z którą zwiedzaliśmy Hoa Lu, stanowili sami zagraniczni turyści i nikt z obecnych nie zrozumiał czym jest ten, ta, czy to fánszłej, w końcu ktoś zapytał. Przewodnik był bardzo zaskoczony naszym pytaniem i z dużym zdziwieniem odpowiedział „To wy nie wiecie czym jest fánszłej? Przecież w Europie też wykorzystuje się zasady Yin i Yang.” Aaaaaaaa…”  Teraz wszystko stało się jasne. „Chodzi panu o feng-szui?” „No tak przecież od początku mówię jak ważne w architekturze świątyń z tego okresu jest fánszłej”. Jak się okazało, nasza „zachodnia” wymowa słów feng shui nie ma nic wspólnego z ich oryginalnym brzmieniem w języku chińskim.

     To w czym przejawia się owo fánszłej w przypadku wspomnianej świątyni? Z tego co opowiedział nam przewodnik, głównym założeniem architektonicznym było zachowanie harmonii z naturą i skorzystanie z jej pozytywnej siły jako ochrony. Z tego też powodu Le Dai Hanh została zbudowana pomiędzy górami z jednej, i wodą z drugiej strony, a w ozdobnych elementach wyrzeźbionych w murach, sklepieniach i filarach świątyni widać było symbolikę żywiołów: ognia, ziemi, wody i powierza, będących nieodłącznym elementem feng shui.

     Ze świątyni pojechaliśmy do Tam Coc, ślicznego miejsca, które czasami określane jest jako mniejsza wersja Zatoki Ha Long. Najlepszym sposobem na podziwianie tamtejszych pięknych widoków jest wypożyczenie łódki i udanie się na półtoragodzinną wycieczkę wzdłuż rzeki. Ta opcja jest także najlepsza kiedy pada deszcz, bo… innej po prostu nie ma. Stwierdziliśmy, że skoro i tak jesteśmy już mokrzy to trochę więcej deszczu nam nie zaszkodzi. Otworzyliśmy więc nasz, noszący lekkie ślady zużycia, kolorowy parasol i zapakowaliśmy się do małej łódki, w której siedziała już młoda wietnamska dziewczyna. Kilkoma szybkimi uderzeniami wioseł odepchnęła łódkę od brzegu i odpłynęliśmy. Na początku trochę nas zaskoczyło, że zamiast rąk wioślarka używała nóg, a jej wyjaśnienie, że przecież nogami łatwiej jest wiosłować nie wydawało nam się takie oczywiste. Jednak w czasie rejsu zobaczyliśmy, że w ten sposób swoje łódki prowadzi większość Wietnamczyków obwożących turystów po Tam Coc więc chyba rzeczywiście tak było łatwiej.

     Jak się pewnie domyślacie oglądanie pięknych widoków spod parasola, kiedy krople deszczu zacinają po twarzy, a aparat moknie przy każdej próbie zrobienia zdjęcia, nie należy do najbardziej ekscytujących momentów w podróży. Jednak krajobraz wysokich skał dookoła i rzeki na której tańczą spadające krople deszczu też ma swój urok.