powrót
26.11.2013

Wietnamska lekcja angielskiego

Lekcja_angielskiego_po_wietnamsku_
Lekcja angielskiego po wietnamsku.

     W Wietnamie zaskoczył mnie nie tylko poziom rozwoju tego kraju ale też znajomość angielskiego wśród jego mieszkańców. Co prawda zrozumienie ich wymowy nie jest łatwe ale liczy się już sam fakt, że w ogóle starają się tym języku mówić.

     Ale po kolei. Gdy słucham wietnamskiego nic oczywiście nie rozumiem. Nie wynika to jednak jedynie z faktu, że nie znam znaczenia słów, które są wypowiadane. Ja po prostu tych słów nie słyszę. Nie umiem ich wyłapać z całego potoku dźwięków płynącego z czyichś ust. A nawet jeśli usłyszę pojedyncze słowo to nie umiem go powtórzyć bo po prostu nie znam tych dźwięków. Stąd też bierze się problem z angielskim w wykonaniu Wietnamczyków. Trudno zrozumieć co mówią bo te dźwięki są dla nich obce, tak jak dla mnie ich mowa ojczysta. Dużo łatwiej porozumieć się z nimi pisząc (maile, smsy, na facebooku), wtedy często okazuje się, że ich znajomość angielskiego jest całkiem niezła. I to właśnie jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Wietnam nie jest tak turystycznym krajem jak Tajlandia czy Malezja więc jego mieszkańcy nie stykają się z obcymi językami często ani nie uczą się obowiązkowych formułek żeby coś sprzedać czy zaprosić do restauracji. Dlaczego więc uczą się angielskiego? Otóż dla pracy, a konkretnie dla lepszej pracy. Z tego co słyszeliśmy jest to w Wietnamie ciągle spory problem. Siła robocza jest tania, co nikogo nie dziwi bo w tym kraju, powierzchniowo zbliżonym do Polski, żyje 87 milionów obywateli. Żeby więc zarobić lepsze pieniądze i poprawić byt swój i swojej rodziny trzeba poszukać odpowiedniej pracy, wymagającej najczęściej wyższego wykształcenia i znajomości choćby podstaw angielskiego. Jak opowiadali nam sami Wietnamczycy dość nagminne jest w ich ojczyźnie płacenie za pracę. Niestety nie chodzi tu o płacenie pracownikowi lecz o to, że płaci się sporą kwotę żeby dostać dobre stanowisko. Skoro więc bogate rodziny kupują posady dla swoich dzieci, niezależnie od ich wiedzy i umiejętności, to dla tych, którzy starają się cos osiągnąć tylko swoim wysiłkiem, pracy zostaje niewiele. Wygląda na to, że młodzi ludzie doskonale zdają sobie sprawę, że znajomość angielskiego może zmienić ich życie.

     Mogliśmy się o tym przekonać w Nha Trang, gdzie w ramach couchsurfingu zatrzymaliśmy się u Mac’a, Anglika, który charytatywnie uczy Wietnamczyków swojego ojczystego języka. Codziennie przez pięć godzin prowadzi lekcje, na które przychodzą dzieci i dorośli. Kilka razy przyłączyliśmy się do zajęć żeby zobaczyć jak taka lekcja wygląda i żeby posłużyć uczniom jako partnerzy do konwersacji. Możliwość ćwiczenia wymowy jest dla nich bowiem najważniejsza, bo z powodu wspomnianej różnicy dźwięków, właśnie to jest dla nich najtrudniejsze do opanowania. Byliśmy pod dużym wrażeniem zaangażowania uczniów, zarówno młodszych jak i starszych. Mimo iż mieszkają w niewielkim mieście, gdzie, wydawałoby się, nie ma wielkich perspektyw, mają oni plany i marzenia. Prawie wszyscy planują studiować, a na pytanie kim chcieliby w życiu zostać odpowiadają: architektem, prawnikiem, lekarzem, projektantką ubrań. Te marzenia wcale nie są nierealne. Wietnam rozwija się szybko, a wśród młodych ludzi nie brakuje zapewne tych z talentem i determinacją.

     Na sobotniej imprezie z organizowanej przez uczniów z okazji naszego wyjazdu, zapytałem jednego 13-latka co będzie robił w niedziele, skoro nie ma szkoły. Odpowiedział mi: „Jutro cały dzień będę się uczył, chcę iść na uniwersytet”.