back
16.07.2013

NA TROPIE WIELORYBÓW

Img_9740_2_small
Humbak widziany niedaleko Gold Coast w Australii.

     Od samego początku tej podróży jakoś tak się układało, że rozmijaliśmy się z wielorybami. Do Argentyny przyjechaliśmy zbyt późno, żeby je zobaczyć, w Nowej Zelandii miejsce gdzie można je spotkać było za daleko, a w Australii okazało się, że jeszcze nie przypłynęły z południowych wód Antarktydy.

     O możliwości oglądania wielorybów na wolności usłyszeliśmy jeszcze przed wyjazdem, w którymś z telewizyjnych programów przyrodniczych. Sprawdziliśmy gdzie jest miejsce, do którego te ogromne morskie ssaki przypływają, żeby się rozmnażać (wtedy właśnie najłatwiej je spotkać) i dodaliśmy je do naszej trasy. Był to argentyński Półwysep Valdes, jednak kiedy przyjechaliśmy tam pod koniec grudnia okazało się, że olbrzymy już odpłynęły i wrócą dopiero za rok.

     Oczywiście nie zamierzaliśmy czekać przez tyle czasu w jednym miejscu, ale ponieważ bardzo nam zależało na spotkaniu z wielorybami, sprawdziliśmy gdzie jeszcze można je podziwiać na wolności. Z tego co udało nam się dowiedzieć, najlepszymi do tego lokalizacjami są wschodnie wybrzeża Nowej Zelandii (Kaikoura) i Australii (od Harvey Bay do Sydney). Świetnie! Przecież tam jedziemy!

     W Nowej Zelandii stwierdziliśmy, że odwiedzenie Kaikoury zostawimy sobie na koniec i ruszyliśmy w trasę dookoła tego kraju. Niestety, nasze niewielkie jeszcze umiejętności motocyklowe spowodowały, że na przejechanie kilku tysięcy kilometrów potrzebowaliśmy znacznie więcej czasu niż zakładaliśmy. Efekt był taki, że nie wyrobiliśmy się z dotarciem do miejsca spotkań z wielorybami przez wylotem do Australii.

     No dobra, w Australii już na pewno nam się uda! Na wschodnim wybrzeżu będziemy przecież ponad miesiąc, więc wystarczy tylko wybrać najlepsze miejsce i… „Niestety wieloryby jeszcze nie przypłynęły, są kilkaset kilometrów bardziej na południe. Za kilka tygodni powinny być tutaj.” No pięknie! Tym razem jesteśmy za wcześnie. Przez kilka dni kombinowaliśmy co zrobić i wykombinowaliśmy, że spróbujemy spotkać się z nimi w połowie drogi. I wreszcie się udało!

     Pierwsze humbaki zauważyliśmy niedaleko archipelagu Wysp Whitsundays. Drugi raz obserwowaliśmy je ze wzgórza na Wyspie Humpy, na której świętowaliśmy urodziny znajomego Australijczyka. Ale z najbliższej odległości (zaledwie kilkunastu metrów), widzieliśmy je niedaleko Gold Coast. Niecałe 15 minut po wypłynięciu z portu zobaczyliśmy w oddali dwie kilkumetrowe fontanny tryskające nad powierzchnią wody, a zaraz potem kilka wielorybów. Przewodnik rozpoznał dwa samce, które na naszych oczach rywalizowały o względy pływającej z nimi samicy. Taniec godowy odbywa się co prawda w głębi oceanu, ale, ku naszej radości, zwierzęta wynurzały się dość często w pobliżu łódki, żeby zaczerpnąć powietrza. Podobno wieloryby są bardzo inteligentne i z natury ciekawskie, dlatego też podczas wynurzeń podpływają blisko łódek z turystami, żeby przyjrzeć się pasażerom.

     Długopłetwce (tak brzmi nazwa tego gatunku po polsku) są naprawdę ogromne. Osiągają długość nawet 20 m i wagę do kilkudziesięciu ton, a sama płetwa ogonowa może mieć rozpiętość kilku metrów. Są więc wielkie jak autobus! Ciekawostką jest to, że dorosłe osobniki tych zaliczanych do największych żyjących na ziemi ssaków, żywią się bardzo drobnym pożywieniem, którym jest kryl i małe ryby. Za to młode przez pierwsze pół roku ssą wyłącznie mleko matki.

     Pytałam przewodnika, czy turystyczne rejsy, takie jak ten na który my się wybraliśmy, nie powodują stresu u tych zwierząt i czy nie wpływają negatywnie na ich naturalne zachowania, bo wydawało mi się, że trochę ingerujemy w ich naturalne środowisko. Jednak w odpowiedzi uzyskałam informację, że od momentu wprowadzenia w Australii zakazu polowań na wieloryby w latach 80-tych populacja humbaków u wybrzeży tego kraju zwiększyła się z kilku do kilkunastu tysięcy i stale rośnie. Wygląda więc na to, że rejsy typu Whale Watching nie przeszkadzają im zbytnio w żerowaniu i miłosnych igraszkach. Co więcej, wieloryby często same podpływają blisko brzegu jeśli coś ich zaciekawi. Taka sytuacja miała miejsce na początku lipca w Sydney kiedy kilkunastometrowy wieloryb podpłynął bardzo blisko bawiących się na falach surferów i, uderzając o wodę swoją wielką płetwą, znokautował jednego z nich. No cóż, lepsze to niż spotkanie z rekinem, bo to drugie rzadko kiedy kończy się tylko wstrząsem mózgu!