Jonno poznaliśmy przez couchsurfing. Na nasze zapytanie czy możemy się u niego zatrzymać na kilka dni, odpowiedział, że jak najbardziej tak, tylko że nie może nas zaprosić do siebie do domu bo w czasie kiedy przyjeżdżamy urządza swoje urodziny na… bezludnej wyspie. „To jak, wpadniecie?”
Pewnie, że tak! Ustaliliśmy wszystkie szczegóły, zrobiliśmy imprezowe zakupy, i pojechaliśmy do małego portu w Yeppoon skąd ruszał prom na jedną z wysp archipelagu Keppel Islands. Tam, po zejściu po trapie bezpośrednio na plażę, po raz pierwszy spotkaliśmy jubilata i trójkę jego przyjaciół, z którymi zapakowaliśmy się na niedużą motorówkę i popłynęliśmy jeszcze dalej na malutką Humpy Island. Wysepka ta jest zupełnie niezamieszkała. Co więcej, nie ma na niej żadnej infrastruktury poza kilkoma drewnianymi stolikami, ekologicznymi toaletami i kranem z zimną wodą służącym za prysznic. Jedynym dostępnym noclegiem są własne namioty, a menu oferowane na śniadania, obiady i kolacje jest takie jakie sobie przywieziesz. To właśnie tam Jonno wyprawiał swoje urodziny, których celebrowanie trwało przez cały weekend.
Jak się pewnie domyślacie, zwykła impreza urodzinowa organizowana w domu czy klubie różni się zasadniczo od urodzin obchodzonych na bezludnej wyspie. Co prawda na obu jest tort ze świeczkami, prezenty, szampan, muzyka i zabawowe towarzystwo ale na tym podobieństwa się kończą. Na wyspie nie ma miejsca na szpilki, wieczorowe kreacje czy wyszukane fryzury. W zamian obowiązkowym strojem jest bikini i klapki, włosy układa wiatr, a jedynym makijażem jest krem do opalania. Poza tym standardowe urodziny rzadko kiedy trwają przez cały weekend.
Wyspa na której świętowaliśmy razem z Jonno okazała się przepiękna! Wzdłuż całego brzegu rozciągała się piaszczysta plaża, a lazurowa woda okalającego ją oceanu była przyjemnie orzeźwiająca. Oczywiście skorzystaliśmy z tych rajskich scenerii kąpiąc się, opalając, snorkując, nurkując i spacerując szlakiem dookoła wyspy. Panowie dodatkowo prężyli muskuły bawiąc się przy brzegu na skimboardzie. Pierwszego wieczoru, ze wzgórza na wyspie, obserwowaliśmy przepływające niedaleko wieloryby i podziwialiśmy pomarańczowy zachód słońca. A potem leżąc na piachu patrzyliśmy na gwiazdy, które było świetnie widać bo w promieniu wielu kilometrów nie było żadnego sztucznego światła.
Drugiego dnia na wyspę zaczęli zjeżdżać się pozostali urodzinowi goście i rozpoczęły się przygotowania do głównej imprezy. Każdy przywiózł ze sobą coś do jedzenia i picia, więc menu było naprawdę różnorodne. Jak się okazało, towarzystwo było bardzo międzynarodowe. Poza jubilatem z Australii i nami z Polski przyjechali jeszcze ludzie z Francji, Argentyny, Nowej Zelandii i RPA. Wspólnie rozpaliliśmy ognisko na plaży i otworzyliśmy szampana. Zaczęła się impreza, która trwała do samego rana! Atmosfera przypominała trochę tą z filmu Niebiańska plaża z tą różnicą, że na Humpy Island (przemianowanej dość szybko na Jonno’s Island) wszystko wydarzyło się naprawdę.
Na tej bezludnej wyspie świętowaliśmy najfajniejsze urodziny na jakich przyszło nam się bawić w czasie tej podróży. Jonno – jeszcze raz wielkie dzięki za zaproszenie i wszystkiego najlepszego! Happy Birthday!