Australia to co prawda kraj surferów, farmerów, górników i żeglarzy ale można tu też znaleźć miejsca całkowicie opanowane przez hipisów i miłośników różnego rodzaju „alternatywy”.
Atmosfera miejsca jest rzeczywiście wyjątkowa. Tutaj po prostu luz unosi się w powietrzu, a życie toczy się powoli, bez pośpiechu i z przymrużeniem oka. Większość mieszkańców, niezależnie od płci i wieku, nosi kolorowe spodnie, luźne koszule, dredy, bransoletki i kapelusze w stylu Robin Hood’a. Krzykiem mody w Nimbin są małe pieski, trzymane oczywiście na ręku. Im mniejsza psina tym bardziej trendy. Właściwie każda mijana na ulicy osoba jest w jakiś sposób oryginalna. Wyróżniają się strojem, fryzurą, zachowaniem, czymkolwiek byle tylko nie wtopić się w tłum. W całe to towarzystwo wmieszana jest reprezentacja backpackersów z całego świata co razem tworzy kolorowy, specyficzny tłumek snujący się po ulicach jakby bez celu. Mieścina jest akurat tak mała, że wszędzie jest blisko na piechotę. Królują sklepy z organiczną żywnością, eko-markety, ciuchlandy i kawiarenki, z których z daleka czuć „ziołem”.
Nawet starszy pan na ulicy nosi czapkę w stylu Boba Marley’a, delikatny szalik i luzacki sweterek. Mam wrażenie, że nikt się tutaj niczym nie przejmuje. Wygląda jakby tak było tu od zawsze. Ale to nie do końca prawda. Na początku lat 70-tych Nimbin było małą, niczym się nie wyróżniającą, zaszytą w lesie wioską. Jednak w 1973 roku zorganizowano tu festiwal Age of Aquarius, coś w rodzaju Woodstock’u, na którym królowały muzyka i wolność. Podobno pod każdym względem. Był to koncert zorganizowany przez związek studentów i byłych aktywistów antywojennych. Jego celem było promowanie nowego stylu życia opartego na wspólnocie.
Festiwal ten przeszedł do historii ponieważ stworzył specyficzną społeczność mieszkającą w Nimbin do dziś. Dał też jego mieszkańcom, oraz nowoprzybyłym, poczucie przynależności do jednej społeczności i tworzenia czegoś nowego, według własnych wartości. Festiwal Wodnika miał zapewne większy wpływ na życie wielu ludzi niż organizatorzy mogli przypuszczać. Stworzył bowiem dla nich przestrzeń do życia i samorealizacji.
Od tego czasu Nimbin zmieniło się raz na zawsze. Choć w samej wiosce mieszka tylko 300 osób to cała społeczność liczy ok. 10 tysięcy mieszkańców. Wielu z nich wygląda jakby przyjechali na festiwal w 1973 i już zostali tu na zawsze.