powrót
09.07.2013

Życie na łódce, krewetki na talerzu

Jak_tu_nie_bawi_si_jedzeniem_
Jak tu nie bawić się jedzeniem.

     Słyszałem nie raz, że ktoś mieszka na jachcie przycumowanym w marinie lub na barce na rzece. W Bundabergu mieliśmy okazję spotkać takich ludzi i przekonać się jak wygląda ich życie na łódce.

     Bundaberg to niewielkie miasto na wschodnim wybrzeżu Australii chętnie odwiedzane przez młodych podróżników szukających tymczasowej pracy. A to dlatego, że jest tu sporo zajęć przy zbieraniu owoców, na plantacjach trzciny cukrowej, czy przy połowie krewetek na kutrach rybackich. Nas nie przywiodła tu jednak potrzeba zarobku lecz ciekawość, jak to jest żyć na wodzie. Okazało się, że nie jest to wcale takie łatwe.

Życie na łódce.

     Jacht Alexa i Suzanny zakotwiczony jest na środku rzeki gdyż w mieście nie ma mariny. Została ona zniszczona przez burze i powódź w styczniu tego roku. Ich żaglówka była jedną z niewielu, które przetrwały czterodniową nawałnicę. Obecnie miasto powoli się odbudowuje ale nowa przystań powstanie pewnie dopiero za kilka lat. Póki co trzeba sobie jakoś radzić. Łódź, jak wspomniałem, stoi na kotwicy na środku rzeki, można więc do niej dopłynąć tylko innym wodnym środkiem transportu. Na szczęście nasi gospodarze posiadają dwa malutkie pontony z silnikiem więc sprawa wydostania się na brzeg jest dość prosta. Jednak na co dzień musi to być dość uciążliwe. Żeby wybrać się do pracy, sklepu czy na spotkanie ze znajomymi trzeba za każdym razem pokonać rzekę i dobrze wstrzelić się w domowy grafik korzystania z pontonu.

     Ale brak gruntu to nie jedyna niedogodność. Na łódkę trzeba samemu przywieźć wodę, paliwo do generatora (choć część energii jest z paneli słonecznych) i wszystko inne czego potrzeba do życia. Pod pokładem nie ma za dużo miejsca więc trzeba się pomieścić na małej przestrzeni. Prysznic bierze się zaś na pokładzie i tam też rozwiesza się pranie zrobione samodzielnie w misce. Chyba, że skorzysta się z publicznej pralni. A jeśli robiąc coś na łódce upuści się młotek lub śrubokręt to najczęściej chlup! i trzeba kupić nowy.

Mimo tych niewygód życie takie bywa całkiem przyjemne. Można poopalać się na pokładzie lub zdrzemnąć na dachu łódki kołysanej lekkimi falami. Nie płaci się żadnego czynszu i nie trzeba się martwić gdzie zaparkować ponton, po prostu przypina się go do swojego pływającego domu. A jeśli znudzi się dana okolica to nie ma problemu, wystarczy przestawić swój dom gdzie indziej. Właśnie samo posiadanie jachtu jest w tej sytuacji największą zaletą. Można po prostu pewnego dnia wciągnąć kotwicę, postawić żagle i popłynąć przed siebie. Choćby dookoła świata. Takie jest właśnie marzenie Alexa i Suzanny, którzy, póki co uziemieni przez powódź, naprawiają łódź i przygotowują się do wielkiej wyprawy.

Krewetki.

     Skoro już chwilowo zamieszkaliśmy na jachcie to nic dziwnego, że na nasze menu składały się głównie owoce morza. Były to krewetki, których mieliśmy pod dostatkiem ponieważ Alex zajmuje się ich łowieniem. Pracuje na kutrze, który mogliśmy „zwiedzić” i nawet trochę pomóc przy rozładowywaniu ostatniego połowu. Z krewetkami jest sporo zachodu. Jeszcze na łodzi sortuje się je wyrzucając ryby, kraby, żółwie i co tam jeszcze niepotrzebnego wpadnie w sieci. W tych okolicach tylko połów krewetek się opłaca. W hurtowni najlepiej płacą za duże sztuki bo te lepiej potem wyglądają na talerzu, no i mniej z nimi babrania się przy obieraniu. Ale smaczniejsze są podobno te małe.  Samo łowienie to ciężka praca bo połów trwa od 2-3 dni do kilku tygodni. Łowi się aż ładownia jest pełna, inaczej do interesu się tylko dopłaca. Samo paliwo na długi 2-3 tygodniowy rejs kosztuje podobno 20 000 australijskich dolarów. Utrzymanie kutra to też spore wydatki bo są one wyposażone w nowoczesny sprzęt w tym sonary, bez których trudno wytropić dużą ławicę krewetek.

     Dwa dni w Bundaberg były ciekawsze niż się spodziewaliśmy. Obierania i jedzenia krewetek mamy co prawda na razie dosyć ale wizytę na jachcie Alexa i Suzanny wspominać będziemy bardzo dobrze. Trzymamy kciuki za ich wyprawę jachtem po oceanach świata.