W każdej miejscowości w Australii w sobotnie południe odbywa się małe sportowe święto. Wracając z Parku Narodowego Grampian pojechaliśmy w takie miejsce żeby zobaczyć jak Australijczycy grają w rodzimą odmianę futbolu.
Okazja była idealna bo w miejscowej drużynie grał nasz gospodarz Robert. Na mecz w Penshurst wszyscy przyjeżdżają samochodami. Nie dlatego, że na stadion jest daleko ale dlatego, że spotkanie ogląda się właśnie z auta. Wokół boiska nie ma trybun, wszyscy parkują dookoła przodem do placu gry. Siedzą sobie wygodnie, zajadają frytki lub hot dogi i oglądają zawody. Po każdym golu trąbią na wiwat. Chyba ma to zastąpić klaskanie. Sobota w Penshurst to święto sportowe. Na głównym boisku odbywają się kolejno mecze młodzików, rezerw i wreszcie pierwszej drużyny. Obok dziewczyny grają w netball czyli dość dziwną odmianę koszykówki. Gdy przyjechaliśmy, wokół było już pełno ludzi, dzieciaków kopiących jajowatą piłkę, dorosłych rozmawiających lub dopingujących drużyny. Mimo, że padał deszcz wszystkim dopisywał dobry humor. W dodatku sam mecz był emocjonujący. Chociaż zasady australijskiego futbolu są dla mnie ciągle jeszcze dość zawiłe, to jednak miałem sporą frajdę oglądając tę grę.
Kolejnym punktem naszej podróży miała być Adelaida. Jednak chcieliśmy jeszcze zobaczyć południowe wybrzeże, które tak nam się podobało, więc zamiast prosto do celu pojechaliśmy przez Mount Gambier. Miejscowość nie jest specjalnie ciekawa ale zatrzymaliśmy się tam u bardzo miłych ludzi. Jock i Diana opowiedzieli nam trochę o życiu w Australii i swoich podróżach po Nowej Gwinei. Nauczyli nas też nowej gry karcianej o osobliwej nazwie Oh Shit!
Trasa z Mount Gambier do Adelaidy nie jest może tak ciekawa jak byśmy sobie tego życzyli, a już na pewno nie tak spektakularna jak Great Ocean Road, ale jedzie się przyjemnie. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że własny transport w Australii to podstawa, żeby w pełni cieszyć się zwiedzaniem tego kraju.
W Adelaidzie zrobiliśmy sobie odpoczynek. Minęły nam właśnie trzy tygodnie w krainie kangurów, a przed nami miesiąc jazdy przez Outback. Na ten fragment Australii lepiej się przygotować. Warto zrobić przegląd samochodu, kupić odpowiedni zapas jedzenia i zabrać więcej wody. My przy okazji wyspaliśmy się trochę na zapas. Przed australijską pustynią planujemy jeszcze pojechać do dwóch ciekawie zapowiadających się parków narodowych. Zamierzamy tam spać na kempingach, żeby mieć zaprawę przed kolejnym etapem podróży.
Choć samo miasto jest zwykłe, Adelaidę będę wspominać bardzo dobrze. A to za sprawą Nicolle i Bena, u których zatrzymaliśmy się na trzy dni. Nasi gospodarze okazali się świetną parą, ciekawą świata i bardzo wyluzowaną. Do tego mają dwa przesympatyczne labradory, z którymi bawiliśmy się godzinami.