powrót
30.05.2013

Great Ocean Road

Dzikie_pla_e_pod_klifami_
Narodowy Park Morski Dwunastu Apostołów. Australia.

     Jednym z miejsc, dla których warto przyjechać do Australii jest na pewno Great Ocean Road czyli droga nad południowym wybrzeżem zbudowana dla upamiętnienia żołnierzy walczących w pierwszej wojnie światowej.

     Jest to jedno z tych miejsc które trudno opisać, po prostu trzeba je zobaczyć. Zanim tu przyjechaliśmy słyszeliśmy różne opinie. Zdaniem jednych jest to piękne miejsce, zdaniem innych tylko znane i turystyczne ale nie wyjątkowe. My przychylamy się do tej pierwszej opinii. Cała droga jest bardzo malownicza z ładnymi miasteczkami Torquey i Apollo Bay oraz zatoczkami i cyplami. Jednak najpiękniejszy jest odcinek między Princetown, a Peterborough. Przybrzeżne klify są tutaj od wieków podmywane przez fale, które tworzą różnego rodzaju formy skalne: wieże, mosty, wyspy czy jaskinie. Najsłynniejsze miejsce to „Dwunastu Apostołów”, czyli grupa wapiennych kolumn stojących w morzu. Jest ich w rzeczywistości już mniej, ponieważ „rzeźby” podmywa i zabiera morze. Co ciekawe pierwotna nazwa tego miejsca brzmiała "Maciora i świnki", ale postanowiono ją zmienić na coś bardziej donośnego. Faktycznie ten fragment drogi jest po prostu imponujący. Szkoda, tylko że kolejne kolumny znikają w morzu, ale na szczęście te same fale podmywają dalej klify i tworzą następne piękne miejsca. Punktów widokowych na trasie jest kilkanaście i naprawdę warto zatrzymać się na wszystkich. Nam szczególnie spodobał się London Bridge, może dlatego że byliśmy tam o zachodzie słońca.

     Dla mnie Great Ocean Road jest jednym z najpiękniejszych i najciekawszych miejsc jakie odwiedziliśmy w tej podróży. Nawet lepszym niż się spodziewałem. Planowaliśmy tylko przejechać tę trasę rozglądając się nieco, a tymczasem spędziliśmy kilka godzin patrząc na klify i morze w świetle popołudniowego słońca. Przepiękne miejsce.

     Zanim jeszcze wyruszyliśmy w drogę nad oceanem odwiedziliśmy naszych znajomych. Bena i Sally poznaliśmy w Boliwii podczas wypadu na Salar de Uyuni. Teraz spotkaliśmy się w ich rodzimym Geelong. Miasteczko jest całkiem ładne, a dodatkowo ma pewną ciekawostkę. Ze starych słupów pomostu zrobiono rzeźby przedstawiające różne postacie, najczęściej marynarzy. Na niektórych z nich namalowane są króliki i wiąże się z nimi pewna historia. To tutaj w 1859 Thomas Austin wypuścił 24 dzikie króliki i tym samym wprowadził ten gatunek do Australii. Wkrótce stały się one plagą co doprowadziło m.in. do zbudowania długiego na ponad 3 250 km ogrodzenia przeciwko królikom (rabbit-proof fence) ciągnącego się przez całą zachodnią Australię z południa na pólnoc. Oglądaliśmy więc sobie namalowane króliki i spacerowaliśmy nad brzegiem morza korzystając ze słonecznego dnia. Geelong leży godzinę drogi na południowy-zachód od Melbourne i jest to najlepszy punkt żeby rozpocząć zwiedzanie Great Ocean Road. Spędziliśmy tam dwa dni w świetnym towarzystwie i mogliśmy ruszać dalej.