Jednym z miejsc, którego na pewno nie chcieliśmy ominąć jest najwyższy i najbardziej znany (m.in. z Władcy Pierścieni) szczyt w Nowej Zelandii, czyli Mount Cook.
Najlepszą bazą wypadową do zwiedzania Parku Narodowego, w którym znajduje się ta góra jest… Mount Cook. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że w Nowej Zelandii miejscowości nazywają się w ten sposób (byliśmy już w Lake Tekapo czy Franz Josef Glacier). Wioska ta, leży w kotlinie wciśniętej między wysokie góry. Prowadzi do niej piękna, na nasze szczęście asfaltowa, droga wzdłuż jeziora. Widoki są śliczne ale dotarcie na miejsce wcale nie było takie proste. Choćby wszędzie na świecie świeciło słońce w Mount Cook i tak pewnie będzie padać. Do tego gdy jechaliśmy wiatr był tak silny, że przesuwał nasze motocykle po szosie jak pionki po szachownicy. Nie wiem jakim cudem udało nam się nie przewrócić ale było to dla nas spore osiągnięcie. Do hostelu dotarliśmy tuż przed deszczem i byliśmy z siebie bardzo zadowoleni.
Na drugi dzień ruszyliśmy od razu w góry. Najpierw wybraliśmy się na dłuższy, kilku godzinny szlak przez Hooker Valley, skąd przy odrobinie szczęścia można zobaczyć szczyt góry Cook’a. W Hooker Valley jedną z atrakcji są wiszące mosty, którymi kilka razy trzeba pokonać rzekę. Na końcu zaś można zobaczyć lodowiec, który topniejąc tworzy małe jeziorko, z którego wypływa rzeka. Popołudniu zaś motocyklami po szutrze i na piechotę dotarliśmy przez dolinę Tasmana do jeziora i lodowca o tej samej nazwie. Oba spacery były przyjemne, a okolica bardzo nam się podobała.
Spacer do lodowca Tasmana jest krótki (oczywiście pod warunkiem, że dojedzie się jakoś dziewięć kilometrów z wioski do początku trasy), a widok na końcu wydał mi się nawet lepszy niż w Hooker Valley. Oba miejsca można swobodnie odwiedzić jednego dnia. Gdyby ktoś jednak chciał zostać tu dłużej to w okolicy są również dłuższe, nawet kilkudniowe trasy. Trzeba być jednak do nich dobrze przygotowanym. W ogóle ta część Wyspy Południowej to jedno z najpiękniejszych miejsc w Nowej Zelandii. Jeziora Tepako i Pukaki oraz góry tworzą tutaj wspaniały krajobraz, który można podziwiać na wiele sposobów.
Tak jak trudno było do Mt Cook dojechać tak i nie łatwo było się stamtąd wydostać. Od rana lał deszcz, a całe niebo pokryły gęste, szare chmury. Spakowani, z plecakami na motocyklach i ubrani do jazdy czekaliśmy na choćby małą przerwę żeby uciec z kotliny. Udało się to dopiero wczesnym popołudniem. Na szczęście po dwudziestu kilometrach przestało padać, a po kolejnych piętnastu było już sucho i świeciło słońce. Jechaliśmy więc sobie wzdłuż jeziora zadowoleni, że deszcz został za nami w górach. Mieliśmy przed sobą jedną z ostatnich już tras w Nowej Zelandii.